się do łez, opowiadała dykteryjki zupełnie niezabawne dla Marty, którym Władyś wtórował cienkim, dziecinnym chichotem. <br>Sophie wysilała się na znakomite dania i żądała komplementów. Chwalili, zajadali, Władyś całował jej ręce: <br>- Ach, świat przejdziesz, a takich pierożków jak nasza babcie piecze - nie spotkasz. Toż to są poematy: po-e-ma-ty... <br>Wdzięczył się, Sophie popłakiwała z rzewności, obiecywała mu obrazek z Leonem XIII albo parę świeżuteńkich jeszcze rękawiczek glacé pod dziadku. Mimo przynęt popadał w roztargnienie - a po chwili znowu dyskutował, opowiadał, zaśmiewał się z matką. <br>Martę bardzo lubił. Przywoził jej zabawki, nazywał "pani Kornacka", że taka poważna. Róża niechętnym okiem patrzyła na