wpychał je w gardziel indyczą, posługując się przy tym owym żelaznym prętem z wprawą godną zaiste dzielnej przeszłości napoleońskiego niegdyś szwoleżera... Żołądek ptaka miał te przysmaczki strawić wraz z łupinami - Był to jeden z licznych kulinarnych konceptów zacnego pułkownika. Indyki, tuczone przez niego tak osobliwie, raz w roku, na święta Wielkanocy, dochodziły rzeczywiście niezwykłych rozmiarów i odznaczały się wykwintnym, delikatnym smakiem tudzież nadzwyczajną kruchością...<br>Pan Czartkowski szerokim śmiechem wtórował okropnemu gulgotaniu nieszczęsnych ptaków.<br><br>VI<br><br>Karczma stała pośrodku wsi, w miejscu gdzie wyboisty gościniec rozlewał się nagle, przechodząc w rozległy, zagnojony plac, pełen wiekuistych dziur i nigdy nie wysychających, smrodliwych bajorek. Ten