Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
Polina z nie otartymi jeszcze łzami biegła do ogrodu, zrywała pośpiesznie pęk kwiatów i ze skruchą stawała przed starszą siostrą:

- Marusia, przebacz... Wszystko, co mówiłaś, było słuszne... Masz rację... Po prostu jestem głupia... Ale przecież mądry głupiemu ustępuje, prawda? No, Marusieczka, pocałuj mnie, kochana...

Szura wpadł na dwa dni do Wielkich Łuk, przywiózł nam ze Szwajcarii kilka tabliczek znakomitej czekolady Lindta, odbył długą rozmowę z moim ojcem i z Winniczenką, po czym wyjechał do Petersburga.

Dzieci Łyczewskich rozchorowały się na koklusz, wskutek czego urwał się wszelki kontakt z ich domem.

- Kto wie, może to i lepiej - zauważyła matka. - Mam ostatnio wrażenie, że
Polina z nie otartymi jeszcze łzami biegła do ogrodu, zrywała pośpiesznie pęk kwiatów i ze skruchą stawała przed starszą siostrą:<br><br>- Marusia, przebacz... Wszystko, co mówiłaś, było słuszne... Masz rację... Po prostu jestem głupia... Ale przecież mądry głupiemu ustępuje, prawda? No, Marusieczka, pocałuj mnie, kochana...<br><br>Szura wpadł na dwa dni do Wielkich Łuk, przywiózł nam ze Szwajcarii kilka tabliczek znakomitej czekolady Lindta, odbył długą rozmowę z moim ojcem i z Winniczenką, po czym wyjechał do Petersburga.<br><br>Dzieci Łyczewskich rozchorowały się na koklusz, wskutek czego urwał się wszelki kontakt z ich domem.<br><br>- Kto wie, może to i lepiej - zauważyła matka. - Mam ostatnio wrażenie, że
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego