Hans uśmiechnął się. "To już na pewno ziemia". Wyrostek o włosach tłustych, zakrywających połowę uszu, zwolnił, zakręcił i towarzyszył autobusowi. Siedział jakoś dziwnie pochylony, pełen kościstych łokci. <br>Autobus zatrzymał się na placu, pod lipami. Liście ledwie wyklute nie miały jeszcze kształtu. Zaledwie kolor był wybrany, do szumu było jeszcze daleko. <br>Wysiadając, ujrzał nad dachami kamieniczek wieżę kościoła. Nad ciemną cegłę wznosił się szczyt kryty blachą, rudawą raczej od rdzy niż od kwietniowego słonka. <br>Kierowca wydawał bagaże. Zanim Hans ruszył ze swoją walizką na kółkach, spojrzał za kobietą z teczką. Szła wzdłuż domów. Teraz, tuż przed zakrętem, obejrzała się. Szedł i czuł