Razem z Konczaninem objechali sankami znane im oddziały, gdzie zalegały dziki i trzymały się jelenie. Sytuację zastali nie najgorszą, było kilka dorodnych pojedynków, wataha z małymi i sporo jeleni. Można było przekazać informację, że teren do polowania jest przygotowany. <br>Z samego rana zajechały przed ganek leśniczówki trzy samochody z Olsztyna. Wysiadali z nich kolejno radziecki pułkownik z adiutantem, prezes związku łowieckiego, który udawał, że radcy nie poznaje, zastępca komendanta wojewódzkiego MO do spraw bezpieczeństwa oraz kilkunastu ludzi z bezpieki do obstawy. Pułkownik był dość tęgawy, czerwony na twarzy. Sądził, że to od mrozu, ale kiedy się witali, poczuł odór alkoholu. Wszyscy