złapać stopa, jednak zatrzymuje się tylko koleś, który przywiózł chleb do sklepu za przystankiem. Marźniemy, Kamol się ze mnie śmieje, uszy bolą jak cholera, wszyscy ledwo żyją, tylko Zocha ma ochotę potańczyć i pośpiewać.<br>4.40: przyjeżdża Ł-ka. Po drodze do <orig>Wawy</> zbiera innych imprezowiczów <emot>:)</><br>4.50 - 5.30: Wysiadamy i dochodzimy do Wrzeciona 12a. Stoimy pod furtka u Bogusia, dzwonimy domofonem, na telefony - wszędzie. Budzimy jakieś pół bloku. W końcu odzywa się Boguś, mówi, żebyśmy poczekali chwilę, on zejdzie i otworzy. Przez pół godziny nie schodzi. Stoimy dalej. Pomału zamarzamy. Maciek chce dzwonić tak do 8, ja jednak uznaję