wracam do<br>rzeczywistego porządku, gdyż siedząc na brzegu cembrowiny, przebierając w wodzie <br>palcami, myję własne nogi, zaraz osuszę, wstanę<br>i pójdę, a wcale nie przygotowuję się do mycia nóg tej całej zgrai<br>wzorem Pana naszego, Jezusa Chrystusa, co mogłoby mi się zwidzieć, gdybym pozostał <br>wierny sobie, czyli obłąkany!<br> 0, nie!<br> Za chwilę wstanę, pójdę i kwita!<br> Ale teraz, kiedy wracam, ponawiam swoje pytanie: kto idzie w<br>stronę obłąkania - ja czy świat?<br> Otóż z całą pewnością nie ja!...<br> Więc podobnie jak dziadek, który miał już umyte ręce, uśmiechnąłem się ze szczęścia.<br> Żegnaj, Sokratesie.<br> Wytarłem spiesznie stopy ręcznikiem i zanim którykolwiek z<br>amatorów zdążyłby