Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
wracam do
rzeczywistego porządku, gdyż siedząc na brzegu cembrowiny, przebierając w wodzie
palcami, myję własne nogi, zaraz osuszę, wstanę
i pójdę, a wcale nie przygotowuję się do mycia nóg tej całej zgrai
wzorem Pana naszego, Jezusa Chrystusa, co mogłoby mi się zwidzieć, gdybym pozostał
wierny sobie, czyli obłąkany!
0, nie!
Za chwilę wstanę, pójdę i kwita!
Ale teraz, kiedy wracam, ponawiam swoje pytanie: kto idzie w
stronę obłąkania - ja czy świat?
Otóż z całą pewnością nie ja!...
Więc podobnie jak dziadek, który miał już umyte ręce, uśmiechnąłem się ze szczęścia.
Żegnaj, Sokratesie.
Wytarłem spiesznie stopy ręcznikiem i zanim którykolwiek z
amatorów zdążyłby
wracam do<br>rzeczywistego porządku, gdyż siedząc na brzegu cembrowiny, przebierając w wodzie <br>palcami, myję własne nogi, zaraz osuszę, wstanę<br>i pójdę, a wcale nie przygotowuję się do mycia nóg tej całej zgrai<br>wzorem Pana naszego, Jezusa Chrystusa, co mogłoby mi się zwidzieć, gdybym pozostał <br>wierny sobie, czyli obłąkany!<br> 0, nie!<br> Za chwilę wstanę, pójdę i kwita!<br> Ale teraz, kiedy wracam, ponawiam swoje pytanie: kto idzie w<br>stronę obłąkania - ja czy świat?<br> Otóż z całą pewnością nie ja!...<br> Więc podobnie jak dziadek, który miał już umyte ręce, uśmiechnąłem się ze szczęścia.<br> Żegnaj, Sokratesie.<br> Wytarłem spiesznie stopy ręcznikiem i zanim którykolwiek z<br>amatorów zdążyłby
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego