dół i kupić sobie pomarańczę, to mi dobrze zrobi".<br>Wyszedł i po chwili wrócił z owocem w ręku. Pomarańcza była wyschnięta i włóknista, o słodkomdłym smaku. "Nawet sobie pomarańczy kupić nie potrafię, tfu, świństwo". Spojrzał z nienawiścią prawie na małego Żydka. Zażera się. Poszedł do kuchni, wyrzucił skórę i miąższ. Zachciało mu się popatrzeć na Teodozję. Pod pretekstem szklanki wszedł do pokoju. Teodozja siedziała pod oknem i cerowała coś różowego. Podszedł, ukłonił się i wyciągnął rękę. Podała mu swoją niezręcznie i sztywno.<br>- Proszę pani, szklanki, zdaje się, tu?<br>- O, tam, na dole w szafce. Co, pan niedawno się sprowadził? Niech pan