ptaka; ciemne strąki wzburzonych włosów, rozsypane na czole, opadały mu na brwi i oczy pełne ognia.<br>Wysocki i Zaliwski, sztywni w swych mundurach, patrzyli w niego nieruchomo. Do nich to właśnie przemawiał, siedzących naprzeciw za stołem.<br>Nie opodal, pod ścianą pełną wdzięcznych kopersztychów, tkwił w rogu kozetki trzeci gość Mochnackiego.<br>Znajdował się poza kręgiem światła, roztoczonego jak wachlarz od lampy nakrytej umbrą malowaną w kwiaty; więcej - wyglądał z pozoru, jakby przebywał również poza kręgiem rozmowy przy stole prowadzonej.<br>Zdawał się drzemać w zielonym cieniu, obojętnie i nieporuszenie.<br>- Ach, Maurycy! - zawołał Wysocki. - Jakże ta my, ludzie nie znani nikomu, nic dotąd w społeczności