najwyżej towarzyskie, czyli powierzchowne. Nigdy nie doszło do poważniejszej rozmowy. W latach sześćdziesiątych podróżował po Stanach ze swoją o wiele młodszą przyjaciółką czy żoną. Złożyli nam w Berkeley wizytę. Jak w wielu podobnych wypadkach, ukazywała się moja niewygodna pozycja. Dla niego byłem autorem Zniewolonego umysłu, książki, którą czytał i cenił, a ja dla siebie byłem kimś zupełnie innym, autorem wierszy, jemu całkowicie nie znanych. Nie przypisuję jednak mego złego zachowania się podczas ich wizyty tej rozbieżności naszych dziedzin. Po prostu ja, gospodarz, upiłem się i zasnąłem, co ze wstydem wyznaję, i wydaje mi się, że zupełnie mimo woli zrobiłem mu przykrość