Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Wielbłąd na stepie
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1978
wrzątku, o esencji zapomniałem! - sięgnął po imbryczek. - Gospodarz ze mnie. Ale to pani wina. Zapatrzyłem się w panią. Polki są niebezpieczne, coś o tym wiem. Gdyby nie to, że gdzieś wyczytałem, powiedziałbym, że pani oczy są jak płomienie pokusy. Aha. Fryderyk coś takiego powiedział?
- Skądże. Jeszcze nie trafił mi się adorator tak nieśmiały.
- Nie prowokuj, Sonia - westchnął Fryderyk.
- Po polsku mówi się: - Zosia - powiedział inżynier. - Zosieńka, prawda?
- Pan to pięknie akcentuje, a Fryderyk nie potrafi, więc niech ma Sonię. Wieki całe nie piłam tak cudownej herbaty. Nie siedziałam za gustownie nakrytym stołem. I zapomniałam, jak wygląda filiżanka. A przecież jest śliczna
wrzątku, o esencji zapomniałem! - sięgnął po imbryczek. - Gospodarz ze mnie. Ale to pani wina. Zapatrzyłem się w panią. Polki są niebezpieczne, coś o tym wiem. Gdyby nie to, że gdzieś wyczytałem, powiedziałbym, że pani oczy są jak płomienie pokusy. Aha. Fryderyk coś takiego powiedział?<br>- Skądże. Jeszcze nie trafił mi się adorator tak nieśmiały.<br>- Nie prowokuj, Sonia - westchnął Fryderyk.<br>- Po polsku mówi się: - Zosia - powiedział inżynier. - Zosieńka, prawda?<br>- Pan to pięknie akcentuje, a Fryderyk nie potrafi, więc niech ma Sonię. Wieki całe nie piłam tak cudownej herbaty. Nie siedziałam za gustownie nakrytym stołem. I zapomniałam, jak wygląda filiżanka. A przecież jest śliczna
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego