Ocieram dłonią mokre policzki, raz jeszcze zachłystuję się gorzkim szlochem i już spokojniej, zdając sobie teraz w zupełności sprawę z tego, co mnie czeka, na ponowione pytanie, czy jestem w stanie zaakceptować pobyt tutaj, odpowiadam pani doktor - tak. <br><br>* * * * *<br><br>Tak więc zostałam w klinice. Nie ma jednak róży bez kolców i akceptacja pod wpływem szlachetnego, chwilowego impulsu to jedno, natomiast tolerancja wobec narzucających się konsekwencji to już zupełnie inna sprawa. Co tu dużo mówić, szlag mnie trafiał na każdym kroku. Z zawziętą też przekorą zaczęłam borykać się z coraz bardziej ekspansywnym, paradoksalnym reżimem, który bezkompromisowo usiłowano mi narzucić. Zawsze byłam logiczna, zasadnicza