opinię?<br> - Już ją wydałem. Zgodnie z obserwacjami i sumieniem.<br> Ucieszyła się. Trzeba iść. Natychmiast poszła szukać Surmy, przekazać pomyślną chyba wiadomość. Ale on, malkontent, wzruszył tylko ramionami: "zobaczymy".<br> I zaraz, chyba nawet następnej nocy stało się. Głos Surmy, krzyk, łajanie. Mżawka bezksiężycowej ciemności. Cienie przemykające się po na wpół wykarczowanej alei, niknące za podwórzem. Pośrodku drogi porzucona żniwiarka. Konie drobią w miejscu, Surma z lejcami, grabie maszyny wdrapują się w mrok. I tłumaczenia człowieka siedzącego jeszcze na traktorze. Głos obcy. To nikt stąd. Marta chwyta wzniesioną do ciosu rękę.<br> - Panie kierowniku, tak nie wolno!<br> Surma dyszy, rozkaszlał się.<br> - Tatusiu, nie trzeba