wychowywania mnie. Często - w dziedzinach ojcu niedostępnych. Na przykład teraz, po przybyciu Wiesława do Miedzynia, czekały mnie upiorne, wystawiające na ciężką próbę moje koniofilstwo rajdy konne, czyli edukacja jeździecka. Braciszek szalał na swym rosłym wierzchowcu po wertepach, wykrotach, wąwozach, wyrębach leśnych i innych "w", a moja Lola, nie chcąc być ani o włos gorsza od swego dużego kolegi, sprawiała swymi skokami, galopadami i cwałami na złamanie karku, że leciałem z niej jak dojrzała gruszka, skazana na wieczne spadanie. Może to i była niezła szkoła jazdy, ale w tym, że sobie niczego nie połamałem, widzę teraz przymknięte oko Opatrzności. Co prawda zlecieć z wysokości