sędziego zgiął się na ścianie pod brzemieniem, bo dźwigał na barkach życie człowieka. Potem <page nr=62> sędzia powiedział nazwisko i adres, a adwokat Fichtelbaum krzyknął nagle:<br>- Żegnajcie! Żegnajcie wszyscy!<br>Połączenie zostało przerwane. Sędzia stuknął w widełki, raz i drugi. Potem odłożył słuchawkę. Wrócił do sypialni. Usiadł na łóżku. Cygaro już nie dymiło ani trochę.<br>- Jestem - powiedział głośno sędzia, jakby został wywołany.<br>Ilekroć później, po latach, odpowiadał "jestem", wstając ze swojej pryczy, uśmiechał się na wspomnienie tego wieczora. Był to uśmiech zarazem smutny i łagodny, współczujący i szyderczy, bo sędzia myślał wtedy o adwokacie Fichtelbaumie, koszuli nocnej, cygarze, okrucieństwie świata i świeczce na nocnym stoliku