krok naprzód i chwyciwszy metalowy pręt, zahaczony o wieńczący ogrodzenie drut kolczasty, zaczął go ciągnąć ku sobie. Siatka, jak otwarta błyskawicznym zamkiem, usunęła się na boki.<br>- Za mną...<br>Powoli, niespiesznie przekraczając progi kolejowych podkładów, eskortujący żandarm zbliżał się do strażnicy. Parterowy drewniany budyneczek jedynie kratami w oknie od wschodniej strony anonsował swoje niezwyczajne przeznaczenie. Tutaj-drużyna bahnschutzów, jak przystało na straż kolejową w owym okresie, miała swoje podręczne więzienie. Komendant posterunku, uroczy Bebe, potrafił sprawić, że byli ludzie, którzy tej mizernej celki obawiali się stokroć gorzej niż kazamat Pawiaka.<br> Krążące wśród szmuglerskiego ludku opowieści mówiły już o trzydziestu śmiertelnych ofiarach Bebe