chodząc do wychodka.<br>Bo ja na Grudowie miałem miejsce niemal równe temu, jakie zajmowało zdjęcia Bisia, a z czasem jego syna - Fancia. Te dziwne, trochę infantylne skróty pochodziły od imienia Stefan - nadawanego wszystkim po kolei w rodzinie: Babunia była Stefania, Bisio i Fancio mieli to po niej. Syn Fancia, a babciny prawnuk już był Stephen. Ale i tak mówiono na niego Squarell - Wiewiórka. To wszystko byli domowi święci, Lary i Penaty. A ja byłem prawdziwym, ulubionym dzieckiem - jedynym w rodzinie. W rodzinie, która dzieci nie miała, przynajmniej w pobliżu. Więc czułem się tam fantastycznie.<br>Uczuciem, jakie ogarniało mnie zawsze, gdy - przechodząc