No to sobie pogadaliśmy - skwitował Zygmunt.<br>- Zygi, posłuchaj...<br>Rubin umilkł, gdyż w tej chwili na stole wylądowały specjale. Kelnerka, nie ufając ich finansowej kondycji, czekała na zapłatę. Zygmunt pogrzebał w portfelu i wyjął piątaka plus dwójkę. Kelnerka odeszła do Rogulskiego i usiadła przy jego stoliku, postawiwszy tacę z kawo i bajaderko.<br>- Zygi, na bezrybiu i rak ryba, na pustyni - ślina woda. Posłuchaj - zaczął na nowo Rubin. - Wczoraj, godzina gdzieś około dwunastej, no wiesz, deszcz, ciemno, apokaliptyczne pioruny, a od cmentarza, od cmentarza, zauważ, nadjeżdża wielka limuzyna. Lśniąca, różowa jak nie wiem co. Obok niej biegną dwa stalowe charty. Światła przyciemnione, przyciemnione