i mokro, ale już czuło się słońce, już coś tam w górze jaśniało pomalutku, a wszechobecna szarość zaczęła nabierać barw. Ponuro milczące dotąd ptaki poczęły się nieśmiało odzywać, wreszcie rozświegotały się na dobre. Krople na pajęczynach lśniły jak srebro. Wiodące zaś z rozstaja, tonące w oparze drogi wyglądały jak jakieś bajeczne zaświaty.<br>A na to, żeby nie ulec błędnym urokom, też jest sposób. Zły, że zbytnio zadufał i nie pomyślał o tym wcześniej, Reynevan rozgarnął stopą obrastające podstawę krzyża chwasty, przeszedł się skrajem drogi. Szybko i bez trudności znalazł to, czego szukał. Pierzasty łąkowy kmin, obsypany różowymi kwiatuszkami zagorzałek, wilczomlecz. Odarł