dający się słyszeć. Musi być i pies, bo zaszczekał. Przebiegły gromadką dzieci, któreś rzuciło w Jassmonta śnieżką. Przełożył bańkę do drugiej ręki, przyśpieszył kroku. Zaskoczył Różę, pocałował ją w usta, potem w rękę.<br>- Co ci się stało, Janos? - zapytała z zakłopotaniem, chowając dłonie pod fartuch.<br>- Nic, kocham cię - odwrócił oczy, bał się, że coś złego w nich zobaczy. Lodowe sople pod okapem zbłękitniały. Cudownie przemieniły się w mrożone fioletowe lizaki, podobne do tych, jakie przed wojną sprzedawali hałaśliwi żydowscy lodziarze w małych, chłodnych sklepikach na rogach. Do tych sklepików wchodziło się po drewnianych schodkach, jak do innego świata. Szyby też go zaskoczyły