moja zajmowała pokój osobny, do którego ojciec zachodził raz w tygodniu, dokładnie w niedzielę, o godzinie dwudziestej zero zero, nie zapominając o rytuale spojrzenia na zegarek i powiedzenia: "Czas na miłość i higienę" - pokój ten był urządzony zupełnie inaczej niż ojca i mój, meble były frymuśnie gięte, łoże owalne z baldachimem i koronkami, na meblach było pełno bibelotów, strusich piór, a ściany wybite bordo brokatem zawieszone były obrazami jakby nie dokończonymi, linie i plamy na tych obrazach gięły się i niknęły w jakichś rozpylonych przestrzeniach świetlnych, w ogóle światło w pokoju świętej pamięci matki mojej było niezwykłe, trzepoczące, co sprawiały abażury