Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Wielbłąd na stepie
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1978
pachnące. Obiad do łóżka przyniosą. Gorączkę zmierzą. Będę się wylegiwał od rana do nocy. Byleby mnie wzięli do szpitala przed zimą, bo wykończę się w namiocie... Takie mrozy...
- Nie martw się - odezwał się Samowałow. - Nie słyszałeś, że na zimę mają nas przenieść do roboty na Nowe Depo? Tam są ogrzewane baraki. I kocioł dobry, jak mówią. Wy w ziemiankach - zwrócił się do Stacha - macie się lepiej. To i zostaniecie tu na budowie.
- Ubiegłej zimy w kołchozie poodmrażałem sobie ręce i uszy. Nie przywykłem do waszych mrozów. Źle, że zima idzie.
- O tej porze ja już będę w wojsku, a może i
pachnące. Obiad do łóżka przyniosą. Gorączkę zmierzą. Będę się wylegiwał od rana do nocy. Byleby mnie wzięli do szpitala przed zimą, bo wykończę się w namiocie... Takie mrozy...<br>- Nie martw się - odezwał się Samowałow. - Nie słyszałeś, że na zimę mają nas przenieść do roboty na Nowe Depo? Tam są ogrzewane baraki. I kocioł dobry, jak mówią. Wy w ziemiankach - zwrócił się do Stacha - macie się lepiej. To i zostaniecie tu na budowie.<br>- Ubiegłej zimy w kołchozie poodmrażałem sobie ręce i uszy. Nie przywykłem do waszych mrozów. Źle, że zima idzie.<br>- O tej porze ja już będę w wojsku, a może i
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego