automatu strzelał. Przychodził dentysta ze słojem na mostki i korony, a my przynosiliśmy żydowskie meble ze składu. SS-man polewał benzyną, ogień palił się trzy, cztery godziny. Jeśli któryś z zakładników okazał się obrzezany, to do niego nie strzelali, tylko zabierali go do lagru. Kleiman, młody skurwysyn, ustawiał nas pod barakiem koło rowu z gównami. Stawałem w pierwszej piątce i zasłaniałem ojca, który z trudem trzymał się na nogach. Kleiman podszedł i pchnął go, prostuj się, stary gracie! Odepchnąłem go i wpadł do rowu z gównami. Wszyscy byli zachwyceni, ale zaraz przyszedł Finkelstein i wybił mi szczękę ze stawu. Później mnie