Typ tekstu: Książka
Autor: Mularczyk Andrzej
Tytuł: Sami swoi
Rok: 1997
ciebie.
- Co za czasy. Durny przodem idzie.
- Jak powiedział?! - oczy Kaźmierza zmieniły się w dwa sztylety.
Wyszarpnął z kieszonki cebulasty zegarek i wetknął go nerwowo do
kieszeni spodni. Było to oczywistym znakiem, że szykuje się do ataku.
- Czekaj no ty, łapciuchu! Gdzieś już kują kosę, co od niej ten twój
barani łeb spadnie!
- Głupszy spadnie, ty konusie jeden! - Kargul szyderczym spojrzeniem
zmierzył Pawlaka od rozklapanych butów po maciejówkę.
- Jak powiedział?! Konusie?! Czekaj no tyś...
Ledwie Witia usłyszał to słowo, którym Kargul określił wymiary jego
ojca - już wiedział, że musi dojść do starcia. Kaźmierz był tak
przeczulony na punkcie swego małego wzrostu
ciebie.<br> - Co za czasy. Durny przodem idzie.<br> - Jak powiedział?! - oczy Kaźmierza zmieniły się w dwa sztylety.<br>Wyszarpnął z kieszonki cebulasty zegarek i wetknął go nerwowo do<br>kieszeni spodni. Było to oczywistym znakiem, że szykuje się do ataku.<br> - Czekaj no ty, łapciuchu! Gdzieś już kują kosę, co od niej ten twój<br>barani łeb spadnie!<br> - Głupszy spadnie, ty konusie jeden! - Kargul szyderczym spojrzeniem<br>zmierzył Pawlaka od rozklapanych butów po maciejówkę.<br> - Jak powiedział?! Konusie?! Czekaj no tyś...<br> Ledwie Witia usłyszał to słowo, którym Kargul określił wymiary jego<br>ojca - już wiedział, że musi dojść do starcia. Kaźmierz był tak<br>przeczulony na punkcie swego małego wzrostu
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego