mężowilk, czyli wilkołek, czyli człowiek, mocą piekielną zamieniony w wilkopodobne monstrum. Ostrzeżenie wyjątkowo rozbawiło Szarleja, który przez dobrych kilka staj śmiał się do rozpuku i szydził z zabobonnych mnichów. Reynevan też nie bardzo wierzył w mężowilki i wilkołki, nie śmiał się jednak.<br>- Słyszę - powiedział, nadstawiwszy uszu - czyjeś kroki. Ktoś nadchodzi, bez dwóch zdań.<br>W chaszczach alarmująco zaskrzeczała sójka. Konie zaparskały. Trzasnęła gałązka. Szarlej przysłonił oczy dłonią, zachodzące słońce oślepiało blaskiem. <br>- Niech to czart - zamruczał pod nosem. - Tego nam, zaiste, jeszcze brakowało. Spójrz tylko, któż to nam tu zawitał. <br>- Byłby to... - zająknął się Reynevan. - To jest...<br>- Waligóra od benedyktynów - potwierdził jego podejrzenie Szarlej. - Klasztorny