Typ tekstu: Książka
Autor: Bocheński Jacek
Tytuł: Tabu
Rok: 1965
ranek taki piękny, bo właśnie tego dnia zaświeciło słońce po długich deszczach i pokazało się czyste niebo, niczego się nie bałam, tylko czy Diego przyjechał i czy już tam jest, a więcej nic, w głowie mi szumiało, bo tej nocy nie spałam prawie, i wstałam o świcie, i tak szłam bez pamięci, w słońcu, droga pusta, zaszłam za rogatki, nikt mnie przy nich nie zatrzymał, a za rogatkami było jeszcze jaśniej i też pusto o tej porze, więc prawie biegłam i patrzyłam na niebo i na Pireneje bez chmur.
Nie, proszę Wielebnych Ojców. Diego też nie wiedział.
Diego już tam był nad
ranek taki piękny, bo właśnie tego dnia zaświeciło słońce po długich deszczach i pokazało się czyste niebo, niczego się nie bałam, tylko czy Diego przyjechał i czy już tam jest, a więcej nic, w głowie mi szumiało, bo tej nocy nie spałam prawie, i wstałam o świcie, i tak szłam bez pamięci, w słońcu, droga pusta, zaszłam za rogatki, nikt mnie przy nich nie zatrzymał, a za rogatkami było jeszcze jaśniej i też pusto o tej porze, więc prawie biegłam i patrzyłam na niebo i na Pireneje bez chmur.<br>Nie, proszę Wielebnych Ojców. Diego też nie wiedział.<br>Diego już tam był nad
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego