do tej pory był Richard Gere. Za nie budzącą wątpliwości "fasadą" współczesnego Casanovy odkryto aktora, przyznano mu talent, osobowość, prawo do intelektu. I nic nie mogło go bardziej ucieszyć. Bo choć doceniał wagę promocyjną skandalu (nawet wtedy, po tym aktorskim triumfie, gdy porównywano go do Delona i Belmonda, potrafił przed bezczelną dziennikarką, sugerującą, iż tak ekshibicjonistyczny uwodziciel musi być homoseksualistą, spuścić publicznie spodnie!), to nie marzył o niczym innym, jak o prawdziwej, aktorskiej karierze. Prywatnie romansów nie zaprzestał, ale role zaczął wybierać starannie i wybrednie. W 1980 roku Paul Schrader zaangażował go do "Amerykańskiego żigolo" - filmu, w którym jego sława łamacza