był już tylko moim krokiem, każdy ruch natychmiast pociągał za sobą następne, i tego właśnie nie mogli mi później wybaczyć, nie chodziło bowiem o to, że uwiodłem kobiety, które miały swoich mężczyzn, a nawet rodziny, ale właśnie o ubezwłasnowolnienie, o te kilka miesięcy, podczas których wszyscy błądzili jakby w ciemności, bezgranicznie mi ufając, niezdolni do wykrycia zagrożenia, jakim stawało się moje pragnienie szczęścia, które jest obowiązkiem. Musiałem być jak lustro, teza z lustrem wydała mi się dosyć racjonalna, do końca bowiem nie wierzyłem w seanse, psychologiczną intuicję, a nawet wiedzę, która takich jak ja stawia poza nawiasem rzeczywistości. Pierwszy sygnał musiał