Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Opowiadania drastyczne
Rok powstania: 1968
listownie błagałem ją o przebaczenie, żebrałem łaski, posyłałem kwiaty, których nie przyjmowała.
Od czasu do czasu udawało mi się dopaść ją na ulicy albo przez podstawione osoby zwabić do kawiarni. Wtedy znowu powtarzały się te same sceny. Klara była chłodna i nieprzejednana, a ja zalewałem ją potokiem natarczywych, rozpaczliwych i beznadziejnych wyznań. Wydawało mi się niepodobieństwem, aby tak gorące uczucie nie miało w końcu skruszyć jej obojętności.
Po każdorazowym starciu szła szybkim krokiem do domu, a przy pożegnaniu z obraźliwym zniecierpliwieniem wyrywała dłoń, do której przywierałem w długotrwałym pocałunku.
Była bezlitosna, nieubłagana. Twarda i zimna jak kamień.
Zazdrościłem owym stuprocentowym mężczyznom
listownie błagałem ją o przebaczenie, żebrałem łaski, posyłałem kwiaty, których nie przyjmowała.<br>Od czasu do czasu udawało mi się dopaść ją na ulicy albo przez podstawione osoby zwabić do kawiarni. Wtedy znowu powtarzały się te same sceny. Klara była chłodna i nieprzejednana, a ja zalewałem ją potokiem natarczywych, rozpaczliwych i beznadziejnych wyznań. Wydawało mi się niepodobieństwem, aby tak gorące uczucie nie miało w końcu skruszyć jej obojętności.<br>Po każdorazowym starciu szła szybkim krokiem do domu, a przy pożegnaniu z obraźliwym zniecierpliwieniem wyrywała dłoń, do której przywierałem w długotrwałym pocałunku.<br>Była bezlitosna, nieubłagana. Twarda i zimna jak kamień.<br>Zazdrościłem owym stuprocentowym mężczyznom
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego