natychmiast zamarzną we mnie krew i oddech, i z wysiłkiem otulałem się w spiętrzone na moim ciele koce, a mimo to lodowaty powiew wdzierał się pod nie, lizał mnie całego szorstkim jęzorem,<br>lecz naraz ogarnęła mnie fala upału, na czoło występowały krople potu, wargi pierzchły od pragnienia, więc lizałem je bezwiednie, raz, drugi, i zacząłem się rozkopywać, odrzucałem koc po kocu i wkrótce leżałem już nagi, nie mogąc znieść tego żaru, tej gorączki, która rozsadzała głowę i piersi,<br>i nagle ujrzałem, choć przecież nie mogłem ich widzieć, wszy, całe ich mnóstwo, które oblazły mnie teraz, tak jak wtedy, w drodze na