Typ tekstu: Książka
Autor: Andrzej Czcibor-Piotrowski
Tytuł: Cud w Esfahanie
Rok: 2001
siniaki i zadrapania na całym ciele,
a potem - ile dni i nocy minęło, nie wiem - obrazy zaczęły się niespodzianie rozpływać, zanikać z wolna, jakby pochłaniała je gęstniejąca mgła, opary, i ja w płytkim śnie, tuż przed przebudzeniem, niemal już uzdrowiony po długich dwóch tygodniach złowrogich ataków malarii i majaczeń, szeptałem bezwiednie:
- Chinina, chinina, święta chinina!...
tak jakbym modlił się do najłaskawszej orędowniczki w niebie, która za wstawiennictwem mojej pięknej mamy i tym razem jeszcze nie pozwoliła mi umrzeć.
Kunegunda
Musiałem patrzeć pod słońce, które skośnymi promieniami kłuło mnie prosto w oczy, tak że zobaczyłem go, gdy znajdował się zaledwie kilka kroków
siniaki i zadrapania na całym ciele,<br>a potem - ile dni i nocy minęło, nie wiem - obrazy zaczęły się niespodzianie rozpływać, zanikać z wolna, jakby pochłaniała je gęstniejąca mgła, opary, i ja w płytkim śnie, tuż przed przebudzeniem, niemal już uzdrowiony po długich dwóch tygodniach złowrogich ataków malarii i majaczeń, szeptałem bezwiednie:<br>- Chinina, chinina, święta chinina!...<br>tak jakbym modlił się do najłaskawszej orędowniczki w niebie, która za wstawiennictwem mojej pięknej mamy i tym razem jeszcze nie pozwoliła mi umrzeć.<br>&lt;tit&gt;Kunegunda&lt;/&gt;<br>Musiałem patrzeć pod słońce, które skośnymi promieniami kłuło mnie prosto w oczy, tak że zobaczyłem go, gdy znajdował się zaledwie kilka kroków
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego