ładu, nadzieję przetrzymania burzy. Bardzo wiele rąk czepiało się chciwie tej rękojmi i nadziei, bardzo wiele bowiem rodzin polskiej inteligencji i półinteligencji żyło w jasnych dworkach, zawdzięczając możność swobodnego, bezpiecznego rozwoju temu właśnie wielkiemu domowi o zawartych cicho wrotach. Toteż wiele dobrych życzeń i pragnień szło za wygnańcami, a niejeden bezwiednie naśladował ruch spiżowego dojeżdżacza, stojącego na czujnej warcie przed pałacem, z dłonią przy uchu, pilnie baczącego, czy wiatr jakiej zmiany nowej nie przynosi.<br>Trudno przesądzać, ile w tych uczuciach było sentymentu albo przywiązania, a ile prostego instynktu samozachowawczego, normalnego, zdrowego egoizmu, z przerażeniem porównującego szczęśliwe, spokojne "wczoraj" do niepewnego i