Co gorsza, wkrótce emigracyjny "Dziennik Polski" zadenuncjował ją jako rzekomo byłą sekretarkę Putramenta, a jej pracodawcę, profesora Wędkiewicza, jako kolaboranta, choć ten, związany z "reakcyjną" Akademią Umiejętności, ledwo w Paryżu dyszał. Artykuł ten zresztą zawierał też wiadomości o podejrzanej grupie lewicowców, do której mieli należeć: Nela, Miłosz, "Kultura" etc.<br> Nela biedowała w Paryżu i kiedy odwiedzała nas w Brie-Comte Robert, czułem się odpowiedzialny za jej kłopoty. Kiedy zaproponowano mi lektorat w Bordeaux (przez polską ambasadę nie kontrolowany) i obliczyłem, że nie utrzymałbym rodziny z tej posady, odstąpiłem go jej. Pojechała tam w 1955, czyli straciła Lyon, zyskała Bordeaux. I miała