Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Morze
Nr: 10
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1961
wiatrów. Pingwinów Adeli nie zapomni nikt kto raz je oglądał. Ledwie marynarze zdążą rzucić na ląd przybrzeżny kotwicę, na powitanie ludziom spieszą, kołysząc się na krótkich, mocnych łapkach biało-czarne skrzaty, mali gospodarze Wielkiego Lądu. Wzrost nieduży, zaledwie pół metra, waga około sześciu kilogramów. Pingwinki nie boją się ludzi podchodzą bliziutko, przyglądają wszystkiemu i pogęgują, jakby się nadziwić nie mogły tym nieznanym, śmiesznym stworzeniom, które jak one chodzą na dwóch nogach. Ciekawskie jakich mało. Zawsze w ruchu, wszędzie ich pełno.
Lądując latem 1959 r, na wschodnich wybrzeżach Antarktydy w niewielkiej odległości od obserwatorium radzieckiego, "Mirnyj", marzyłam, żeby zobaczyć słynną kolonię pingwinków
wiatrów. Pingwinów Adeli nie zapomni nikt kto raz je oglądał. Ledwie marynarze zdążą rzucić na ląd przybrzeżny kotwicę, na powitanie ludziom spieszą, kołysząc się na krótkich, mocnych łapkach biało-czarne skrzaty, mali gospodarze Wielkiego Lądu. Wzrost nieduży, zaledwie pół metra, waga około sześciu kilogramów. Pingwinki nie boją się ludzi podchodzą bliziutko, przyglądają wszystkiemu i pogęgują, jakby się nadziwić nie mogły tym nieznanym, śmiesznym stworzeniom, które jak one chodzą na dwóch nogach. Ciekawskie jakich mało. Zawsze w ruchu, wszędzie ich pełno. <br>Lądując latem 1959 r, na wschodnich wybrzeżach Antarktydy w niewielkiej odległości od obserwatorium radzieckiego, "Mirnyj", marzyłam, żeby zobaczyć słynną kolonię pingwinków
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego