one ku mnie przez otchłań czasu i budziły we mnie czyjąś obecność, której nie przeczuwałem, nie podejrzewałem już od lat, a jednak - zdumiewająco realną. Jana! Gdyby mnie ktoś przedtem spytał, jak wyglądała, stać by mnie było na przytoczenie tylko bardzo ogólnych "danych", jak: wysoka, smukła, o regularnych rysach, chyba rudawa blondynka - i to wszystko. Nie potrafiłbym określić ani koloru oczu, ani dokładnego odcienia włosów, ani rysunku ust...Ale kiedy wypłynęła ku mnie z zapominienia, tak wyraziście i dobitnie określona pędzlem Axentowicza, nie miałem chwili wątpliwości, że to ona. I że nadal urzeka, nawet tym, co pozostało z niej na portrecie. A