Mój tata zorientował się, że nie ma samicy. Wiadomo, czym to się mogło skończyć. Ciągle padał deszcz, robiło się coraz chłodniej, a do gniazda nie wracała bociania mama. Tata podjął decyzję, że ptaki trzeba ratować. Poprosił o pomoc strażaków z Zakopanego. Chętnie przyjechali. Niestety, szybko okazało się, że jeden mały bociek już nie żyje. Pozostałe razem z ich bocianim tatą trafiły do naszej komórki. Karmiliśmy je i próbowaliśmy ratować, gdy dotarła do nas wieść, że u jednego pana, co mieszka za kościołem, jest jakiś bocian. Tata tam poszedł. Okazało się, że to właśnie wycieńczona bociania mama znalazła tam schronienie. Cała rodzina