że jej brat popełnił samobójstwo, a nie został przez ubowców zakatowany, jak myślała dotychczas. Wiadomość o samobójstwie Jasia niemal ją poraziła, miała odrętwiały mózg, nic do niego nie docierało. Uczucia kłębiły się gdzieś w okolicy serca, w okolicy serca odczuwała ból z powodu sytuacji, w jaką wpędziła Zuzię i tego bogu ducha winnego człowieka. Tadeusz stwierdziłby pewnie, że nie ma niewinnych pracowników służby bezpieczeństwa, ale Walczak przecież pracował w wywiadzie. To zupełnie co innego, nie był katem ani nadzorcą. Wreszcie, gdyby nie on, Zuzia przeszłaby niechybnie gehennę domów dziecka, Ewelina odnalazłaby ją z chorobą sierocą albo w ogóle by jej nie odnalazła. To