szóstym piętrze gierkowskiego bloku. Carlos studiuje burtę wycieczkowca od dwóch godzin, odwrócony plecami do niskiej sali, gdzie w łunie pomarańczowych jarzeniówek kolorowo odziany tłum pasażerów, idący od budek z napisami NO ENTRY IMMIGRATION, miesza się z oczekującymi, z kierowcami limuzyn ściskającymi w śniadych dłoniach kartoniki z wypisanymi nazwiskami. Carlos nie boi się, że przegapi zejście Dyzia, bo strumyczek schodzących z pokładu na rampę przystani nad Hudsonem jest nadal cieniutki. Poza tym na orkiestrę i tak przyjdzie poczekać, pasażerowie mają pierwszeństwo, i słusznie, bo większość z nich wygląda, jakby za chwilę miała się rozlecieć, opalenizna na ich pergaminowej cerze wygląda nieprzyzwoicie, jak