Henrykiem ku wyjściu, podszedł do mnie mizernie wyglądający pan, przedstawił się jako brat Augusta i wręczył mi rulon sztywnego papieru, był to dyplom za pracę społeczną (przechowuję go w pokoju łajdackiej pamięci mego ojca); po wzajemnych grzecznościach wyszedłem wreszcie z Henrykiem na ulicę roztętnioną porannym ruchem; August zgodnie z zawodowym bon tonem trzymał się ode mnie z daleka, wiedział, że i tak nie ominie go znaleźne. Po niebie można było poznać, że znajdujemy się na prowincji, nad nami nie krążył ani jeden członek Ligi Zdrowia Psychicznego; "jesteś, Stasiu, jedynym człowiekiem, z którym mogę być szczery, widziałeś mnie z rogami, słyszałeś, jak