ja patrzyłam, patrzyłam i nie mogłam się napatrzeć.<br>Kiedy z uśmiechem połknął już całe powietrze w Paryżu, mówił: - A teraz śniadanie tu a tu... Jakby kupował świat. Potem widywałam go w Polsce, znów smutnego, osobnego mruka, jakby uśpionego, obrażonego niedźwiedzia. I znów spotkałam go, na przykład w Berlinie, i znów bon vivant, szałaputa, uśmiechnięty król życia sypiący dowcipami.<br>Potem przeżyliśmy okres kręcenia we Wrocławiu filmu "W zawieszeniu". Poznałam innego Żorża, ciepłego, cichego, delikatnie uśmiechniętego, organizującego, jak to nazywał "domowe wieczory" po zdjęciach, u mnie w pokoju hotelowym. To znaczy: przychodził w kapciach, zamawiał kolację do pokoju, włączał telewizor i oglądał jakieś