grymasu twarzy.<br>- Ja cię bardzo przepraszam - szepnęła przez dłoń.<br>- Za co?<br>Hunt zza jej pleców zamachał na Jasa: nie pytaj, nie pytaj.<br>- Jas - mruknęła.<br>- Tak?<br>- Jas.<br>- Jestem.<br>- Jas, ja...<br>- O Jezu, mamo, ale powiedz, co się...<br>Z nagłym szlochem, który wybuchł gdzieś w głębi jej piersi, objęła go, przyciągnęła, przytuliła; broda na ramieniu, opuszczone powieki, spod nich nowe łzy. A pomiędzy kolejnymi przypływami płaczu - potoki słów wszeptywane w punkt znajdujący się o cztery-pięć cali od ucha Jasa. Hunt nie rozumiał nic z tej spowiedzi i wiedział, że nie powinien rozumieć: w tej chwili to nie była doktor Vassone, to nie