dziewczyny. To zdjęcie po raz pierwszy oglądali w przyćmionym, dusznym atelier pana Mariana Musiała. Tuż przy kościółku wrzosowskim; pod oknami przetaczał się pogrzeb, milkły zmęczone dzwony. Fotograf, rozkojarzony, kręcił się przy oknie, łypał przez nie. Raz podniósł do czoła dwa palce, czyżby komuś zasalutował? Potem potarł solidny nos. Krótko przystrzyżona bródka migotała pierwszą metaliczną siwizną. Jassmont bez zawiści przyznał: interesujący mężczyzna, warto go opisać, ale miał też wady. Mocno się garbił, w rozmowie, w skąpym uśmiechu, demonstrował fatalny zgryz. W pewnej chwili fotograf wzdrygnął się, skulił w sobie, czyżby się przestraszył? Lecz dosyć szybko wrócił do właściwej sobie postawy. Zagadał:<br>- Panie