mogiłę ciężko wykutą, to Stach dziobał kilofem zmarzniętą ziemię, i głuchy łoskot grud spadających na skleconą z desek trumnę, i wiatr smagający śniegiem, gdy modlili się nad niezdarnie usypanym kopcem, który dopiero z wiosną, gdy ziemia odtajała, uładzili i okryli darnią. Krzyża brzozowego nie udało się sporządzić, bo nie tylko brzezina, ale żadne drzewo nie rosło w okolicy, więc zrobili krzyż z dwóch deszczułek pomalowanych czarną farbą, a na wyheblowanej tabliczce wypalili drutem napis: "Śp. Genowefa Świątkowa z Grodna". A teraz syn jej kułakiem ocierał oczy, zanim obrócił się i popatrzył na nich, i usiadł.<br>- To daleko stąd?<br>- Tak, bardzo.<br>Zaplótł