Ni stąd, ni zowąd zrobiło mi się słabo.<br> Anioł nocy, anioł śmierci, zawirował przed moimi oczami.<br> Dostałem piekielnego zawrotu głowy.<br> Porwał mnie strach, że to już, za ułamek sekundy, nadejdzie<br>bezwzględnie moja chwila...<br> Psychotropy wyprawią mnie w wieczność.<br> Omdlałe ciało i wszystkie członki jego.<br> Albowiem nicość i wieczność tę samą budzą trwogę.<br> W odruchu rozpaczy kurczowo uchwyciłem się parapetu.<br> Jakiż był twardy i zimny!<br> Uczepiłem się go resztką sił, wbiłem jak kotwica, czując, jak<br>drży pode mną konkret materii, od którego nie dam się oderwać...<br> - Krzyś! - dobiegło wołanie markiza.<br> - Krzyś!<br> Oprzyj się o mnie!<br> Walmy natychmiast do siostry!<br> No, chodźże!...<br> Głos