gorączkę. Jak to było z tym wrzosowskim zdjęciem? Pierwsze wojenne lato, gdzieś pod koniec lipca. Przyjechał z Warszawy, jak przed wojną, na letnisko, niczym bohaterowie nowel Bunina. Róża z parasolką, w białej sukience, on w jasnych spodniach flanelowych, kremowe pantofle, nakrochmalony kołnierzyk. Krawat angielski. Marynarka kroju półsportowego, też angielska, w butonierce (pozwolił sobie na letnią ekstrawagancję) czerwona różyczka. Jeszcze słomkowy kanotier, z wstążeczką barwy marynarskiego błękitu. Do zdjęcia się przebrał, włożył norweski sweter i szare spodnie z gabardyny. Do ręki, zamiast zwyczajowego atrybutu powieściopisarza, fajki - on palił papierosy, więc fajka nie na miejscu - włożono mu wieczne pióro. Wyszło niefortunnie, bo pospolicie