ze szklanymi oczami, popiersiami fryzjerskich wystaw latały rozsypane litery. Świat nie był trwały, każdej chwili gotów był eksplodować, rozrzucając nawarstwione na jego powierzchni śmiecie, krusząc słowa i rozczłonkowując człowieka.<br>Czujność mylił pozorny spokój uliczek, ale w ludziach zaczynało się dziać coś podejrzanie dziwnego. Spotkaliśmy raz eleganckiego pana, który miał w butonierce wpiętą pospolitą kuchenną marchewkę, na jednym policzku wyrysowany kredką kwiatek, na drugim jakąś wysoką, w tonacji majowej, nutę.<br>Widząc to cieszyłem się i byłem dumny, że w naszym z Galileuszem, utajonym przed oczami zwariowanych dorosłych świecie było wszystko na miejscu, przyzwoicie racjonalne. Ciągnęło mnie do książek solidnych, co wytrzymały próbę