miną, ale kiedy odszedł z Zosią i wmieszał się w tłum za bramą, wcale nie pozostawił ich w przekonaniu, że kiedykolwiek ujrzą Jangi-Jul, niedostępną krainę szczęśliwości. Zdawało im się, iż znowu słyszą ujadanie rotmistrza, który strzegł jej jak pies gończy.<br>Słońce przesiewało się przez liście, kładąc się wokół mieniącymi cętkami, zupełnie jakby złote żabki podskakiwały wśród traw. Naprzeciwko, po drugiej stronie ścieżki, niemłoda kobieta zajadała biały ser, przegryzając <orig>lepioszką</> i popijając kwaśnym mlekiem. Ujrzawszy tę ucztę poczuli dokuczliwy głód. Tymczasem nie mieli nic prócz sucharów, które im mocno w podróży obrzydły. Przełykając ślinę spozierali na ser i mleko. Mariuszek oblizywał