chuda i nad wiek długa dziewczynka, oczy miała równie piękne jak ojciec, ale o daleko przyjemniejszym wyrazie. Błyszczał w nich jakby wieczny zachwyt nad wszystkim. Jeżeli ją coś zabawiło, to zanosiła się od śmiechu w sposób tak zaraźliwy, że nawet jej rodzice nie potrafili utrzymać wtedy powagi. Bywała jednak i chmurna, zwłaszcza gdy jej kazano wychodzić do salonu do gości. Kręciła wówczas ponuro, wychylające się spod pokrowców, pomponiki lub frędzle, aż póki czego nie urwała, a wtedy, zgromiona, odchodziła, stawała za firanką przy oknie i chuchała na szybę pisząc coś na niej palcem. Lecz pani Barbarze udało się z nią raz