A idź ty, Litwin, brachamolec, syjonista jeden! - krzyczała pani Zosia na pana Dąbrowskiego.<br>Stali w pakowalni przy stercie woliny, pan Dąbrowski ogromny, w rozpiętej kufai, pani Zosia drobniutka, z wiórkami drzewnymi we włosach, z ogniem oburzenia w oczach.<br>- Jak tu człowieka traktują, panie poruczniku - żalił się pan Dąbrowski.<br>- Ty warchole, chochole, syjonisto, jeszcze skarżył będziesz? - zawołała pani Zosia.<br>- A co się stało, pani Zosiu? - zapytał podporucznik Kowalik.<br>- A to, panie poruczniku, że temu staremu Litwinowi tylko świństwa w głowie i na wolinę by ciągnął...<br>- No wie pan, panie Dąbrowski...<br>- Tak skarz mnie Bóg, panie poruczniku, roboty nie ma, myślę, posprzątam trochę