wtedy na podwórze, a wracając mówiła:<br>- To wiatr, dziecko. Nikt nie przyszedł.<br>- Nikt nie przyszedł - powtarzał cicho Polek i przymykał na chwilę oczy. Później znowu próbował unieść głowę, drżącymi palcami przeczesywał włosy, poprawiał koszulę na piersiach. Zegar wynurzał się z ciszy, z żałosną skargą wydzwaniał godziny. Przebiegał pociąg nasypem, śród choin i gęstych krzaków.<br>- Ktoś jednak idzie - mówił Polek.<br>- Wydaje ci się, dziecko, jesteś słaby. Kto tam ważny może do nas przyjść? A jednak przed wieczorem naprawdę stuknęła furtka, rzeczywiście i realnie, jak powinna stukać odmykana energicznie furtka. Polek usiadł szybko, podciągnął kołdrę pod brodę i tak trwał, łowiąc spomiędzy prędkiego